Etykiety

Archiwum

Statystka

ho ho ho

Magia słów to zbiór świątecznych opowiadań. Święta to magiczny czas, do którego ostatnimi czasy trzeba się nieco "nastroić".
Wesołych Świąt!

[nagłówek od Tiny Fox | szablon od Agaty | spisfanfiction.blogspot.com]
18 gru 2016
Autor:

[magia bożonarodzeniowych aniołków]




Pierwszy raz, gdy go spotkałam, wracałam od weterynarza, gdzie dowiedziałam się, że nie da się uratować mojego kociaka, który miał dopiero trzy miesiące i był słodką, małą, szarą i puszystą kuleczką, którą uwielbiałam przytulać.
Za drugim razem wpadłam na niego przy wyjściu z metra, śpiesząc się po otrzymaniu nieprzyjemnego telefonu.
Trzecim razem, gdy go spotkałam, wybiła północ, temperatura na dworze była bardzo niska, a ja stałam wśród drzew w parku nieopodal mojego domu, krzycząc i błagając gwiazdy, aby prawda, jaką usłyszałam, okazała się zwykłym kłamstwem, głupim żartem. Niestety.
Czwarty raz, gdy go spotkałam, był wtedy, gdy wracałam z sądu, gdzie zostawiłam odpowiednie papiery rozwodowe, całkowicie pozbawiona nadziei na ratowanie związku.
Piąty raz był w dniu rozprawy, chwilę po tym, jak wyszliśmy z sądu, a mój były mąż na moich oczach pocałował swoją nową dziewczynę.
Trzymam w ręku porcelanowego aniołka ubranego w kawałek białego materiału i z niedowierzaniem spoglądam na mężczyznę, stojącego naprzeciw mnie, po przeciwnej stronie metalowego kosza, znajdującego się na środku przejścia między regałami.
Szósty raz!
Mężczyzna ściska w dłoni identycznego aniołka i niepewnie spogląda na drugiego, prawdopodobnie nie mogąc się zdecydować, którego kupić. Lecz nagle podnosi wzrok i mnie zauważa. Jego usta lekko drgają w powstrzymywanym uśmiechu.
Szósty! – dalej nie mogę w to uwierzyć.
Jego tęczówki, o czekoladowym odcieniu, hipnotyzują mnie. Jeszcze nigdy nie spotkałam osoby o tak pięknych oczach. Czuję, że nie powinnam się tak gapić, ale nie potrafię przestać. A potem on przeczesuje czarne włosy dłonią i odzywa się.
– Ładny sweter. – Posyła mi uśmiech.
Spoglądam w dół. Mam na sobie czerwony sweter w renifery – to jedyna świąteczna rzecz, jaką posiadam. Nie licząc aniołka w dłoni, nad kupnem którego się zastanawiałam.
– Dziękuję – odpowiadam, ale nie oddaję uśmiechu, bojąc się, że będzie zbyt wielki.
– Piękne aniołki, prawda? – mówi, unosząc lekko dłoń z ozdobą. – Kupuje pani?
– Nie. – Kręcę przecząco głową i odkładam figurkę z powrotem do kosza. – Anioły są przereklamowane – mówię, nie mogąc się powstrzymać.
– A to dlaczego? – pyta z zaciekawieniem.
– No, wie pan, są wszędzie i właściwie masmedia zrobiły z nich coś, co straciło swoją magię i urok. – Wzruszam ramionami. – Są wszędzie wokół.
– Ciekawe – mruczy pod nosem. – Ale mimo wszystko jednego kupię, może ładnie wyglądać stojąc na kominku.
– Zdecydowanie – mówię, a w mojej głowie pojawia się myśl, że pewnie ma dwupiętrowy dom, żonę, trójkę dzieci, psa, kota, rybkę i ten przeklęty kominek, na którym postawi kiczowatego aniołka bożonarodzeniowego. – Ale myślę, że kolorowa skarpeta dla dzieci przyda się lepiej, no wie pan, ucieszą się z prezentów.
Rzuca mi uśmiech, którego nie potrafię zinterpretować.
– Nie mam dzieci. Dziewczyny także – dodaje, a potem wyciąga do mnie dłoń. – Nazywam się Calum.
– Oh – wykrztuszam. – Mel.
Ściskam jego wyciągniętą dłoń. Ma silny uścisk. I nic nie mogę poradzić na to, że teraz gdy wiem, że nie ma w jego życiu żadnej istotnej kobiety, podoba mi się jeszcze bardziej.
– To skrót od Melanie?
– Nie – odpowiadam.
– Melissa?
– Również nie.
A później odchodzę, zanim dodam coś więcej, czego mogłabym później żałować. Chwilę później słyszę jego cichy głos za plecami:
– Uwierz w anioły, Mel.
Mawia się, że liczba siedem to szczęśliwa liczba. I chyba coś w tym jest. Magia świąt Bożego Narodzenia zaczęła szwankować, co odczuwam w Wigilię, siedząc samotnie przy stole nad prawie pustym talerzem. Nie mam ochoty na jedzenie, więc kilkanaście minut później, pchnięta dziwnym i nieodpartym przeczuciem, zakładam buty, kurtkę, czapkę, i wychodzę z domu. Na dworze jest zimno, ale nie mam czasu na rozpaczanie, bo na chodniku stoi on.
– Siódmy raz – wyrywa mi się z ust, a on w tym samym momencie mnie zauważa.
– Siedem to magiczna liczba – mówi.
– Siódmy raz cię spotykam.
– Siódmy raz specjalnie pojawiam się obok – odpowiada, ale nic z tego nie rozumiem.
A potem wyciąga dłoń, którą łapię i prowadzi mnie. Gdy pytam gdzie?, odpowiada, że gdzie nas nogi zaprowadzą. Kilka godzin później, gdy zegar na wierzy ratusza wybija północ, znowu znajdujemy się blisko mojego domu.
– Anioły to nieodłączna część tradycji Bożego Narodzenia – mówi nagle. – I wcale nie utraciły swojej mocy.
– Nie?
– Nie – odpowiada z mocą. – Pomyśl, w jakich momentach zawsze się pojawiam?
Myślę tylko przez chwilę. Odpowiedź pojawia się sama.
– W smutnych.
– A co zawsze działo się po spotkaniach ze mną? – dopytuje.
– Pojawiał się promyk nadziei, którą wcześniej utraciłam.
– Uwierz, Mel. Uwierz w magię – mówi, a potem się odwraca.
Robi kilka kroków, a potem zatrzymuje się i nie odwracając, mówi:
– Patrz w gwiazdy, Mel. Do zobaczenia.
A potem dosłownie rozpływa się w powietrzu. Unoszę głowę do góry i patrzę na bezchmurne niebo nade mną. Jest czyste, gładkie. I nagle widzę gwiazdę, mruga bardzo wyraźnie.
– Melek – mówię w przestrzeń. – Mel to skrót od Melek, czyli po turecku anioł


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Design by Agata for WS. Scroller, pattern.