— Nie sądzisz, że
tych bombek jest zdecydowanie za dużo? — jęknął Calum, gdy
wcisnęłam mu w dłonie kolejne pudło z ozdobami choinkowymi.
— Nie. Wręcz
przeciwnie, powinniśmy przystroić caaaaały dom — mówiłam
śpiewnie, aż podskakując z podniecenia. Kochałam święta, a
Wigilia była moim ulubionym dniem, który miał nadejść już
jutro.
Calum jednak
westchnął cicho i ruszył w kierunku schodów, aby wyjść ze
strychu i zejść na dół, gdzie w salonie już czekała na nas
choinka do wystrojenia. Zrezygnowany chłopak schodził po schodach z
niemałą niechęcią. Wiedziałam, że wolałby siedzieć na kanapie
i się przytulać, ale najpierw praca, potem przyjemność.
— Jeju, nie wiem,
jak ja z tobą wytrzymuję. — Wywróciłam oczami, idąc za nim i
chichocząc cicho.
— To proste,
kochasz mnie. – Wzruszył ramionami, niby od niechcenia, ale moje
serce zabiło mocniej.
Po raz pierwszy to
powiedział. Widziałam przed sobą jego plecy. Był spięty. Niemal
widziałam trybiki w jego głowie, obracające się ze zgrzytem, gdy
próbował przewidzieć, co zrobię lub powiem. Bał się. Już nie
raz byliśmy w takiej sytuacji, że niemal powiedział te dwa, niby
niepozorne słówka, ale zawsze coś nie wychodziło.
Cóż, nie
powiedział wprost, że mnie kocha, ale… Znałam go wystarczająco
dobrze, aby wiedzieć, że o to właśnie mu chodziło. Rzadko mówił
o swoich uczuciach. Nim jednak zdążyłam jakkolwiek zareagować,
doszliśmy do salonu i Cal postawił kolejne pudło na stole, tuż
obok pięciu innych.
— To jak, pora
zacząć, czyż nie? — Uśmiechnęłam się słodko, patrząc nieco
do góry, gdyż był zdecydowanie wyższy ode mnie.
— No skoro musimy
— jęknął głośno, ale posłusznie otworzył jedno z pudeł.
Mimo iż udawał, że nie ruszają go święta, było inaczej — już
po dziesięciu minutach strojenia choinki i śmiania się w
najlepsze, w jego oczach igrały iskierki.
— I jak, chyba nie
jest tak źle, co? — Zagadnęłam po chwili.
— Co? — Spojrzał
na mnie dziwnie i cofnął się o krok, aby móc krytycznie spojrzeć
na kolorowe drzewko. — No, racja, nie wygląda to tak źle —
dodał z uśmiechem.
— Miałam na myśli
to, że tak bardzo nie chciałeś ze mną ubierać choinki, a teraz
rządzisz się bombkami i łańcuchami, nawet mnie do nich nie
dopuszczając — zachichotałam, gdy Calum zawstydził się, a na
jego ciemne policzki wypłynęły czerwone rumieńce. Cmoknęłam go
szybko w policzek i chciałam się odsunąć, ale złapał mnie za
dłoń i splótł nasze palce razem.
Przyjrzałam się
naszym dłoniom. Moja blada, z pomalowanymi na niebiesko paznokciami.
Jego o ciemnej karnacji, tak bardzo kontrastującej z moją. Ale mimo
to, podobał mi się ten kontrast i lubiłam go, a może nawet i
kochałam.
— Pójdę po
cukierki. Na choince nie może zabraknąć cukierków! — rzuciłam
lekko i wyswobodziłam rękę z jego uścisku.
Z uśmiechem
zniknęłam w kuchni, słysząc, jak Cal podśpiewuje głośno
kolędy. Mój uśmiech powiększył się jeszcze bardziej. Spojrzałam
na zegarek, aby stwierdzić, że jest już po dwudziestejj, a moich
rodziców nie będzie jeszcze przez dobre dwie godziny — w końcu
jutro Wigilia, a oni nie mieli jeszcze zrobionych wszystkich zakupów.
W dodatku w ostatniej chwili zaprosili na kolację wigilijną Caluma
z mamą, aby nie spędzali świąt sami, we dwoje. Czas spędzony we
dwójkę, a czas spędzony w piątkę, to duża różnica. Cieszyłam
się z tego ogromnie.
W końcu jednak
otrząsnęłam się z zamyślenia i wzięłam torebkę pełną
przeróżnych cukierków. Do papierków już były przyczepione
cienkie sznureczki, aby łatwo było je zawiesić na drzewku.
Ulegając pokusie, otworzyłam jeden z łakoci i wpakowałam do buzi,
mrucząc z zadowolenia.
Nim się
zorientowałam, Calum już przytulał mnie, stojąc za mną i
oplatając rękoma moją talię. Wtuliłam się w niego mocniej.
Wciąż nie mogłam uwierzyć, że jesteśmy razem już cztery lata,
a teraz miałam spędzić z nim pierwsze wspólne święta. To było
tak cudowne, że aż nierealne.
— Dobra, koniec
tego dobrego. Teraz grzecznie wejdziesz na drabinę i zawiesisz
lampki, a ja podłączę je do kontaktu — musnął lekko płatek
mojego ucha, a ja uśmiechnęłam się błogo.
— Okay —
szepnęłam. — Ale zgaś światło, żeby było nastrojowo. Dobrze?
— spytałam cicho.
— Jasne —
odszepnął i już nie oplatały mnie jego ciepłe ramiona.
Światło zgasło,
ale już po chwili leżące na stole kabelki z małymi świeczkami,
zapaliły się na niebiesko. Podeszłam do nich i po chwili
wchodziłam na pierwszy schodek drabiny. Podniosłam nogę i już
stałam na drugim. Miałam ponownie wykonać tę czynność, gdy
silne ręce chłopaka oplotły mnie w talii. Pociągnął mnie w dół.
Z cichym piskiem
zaczęłam wymachiwać rękoma, wypuszczając z nich niebieskie
światełka i starając się złapać równowagę. Calum jednak miał
inne plany i już po chwili leżeliśmy na miękkim, puszystym
dywanie w kolorze kawy z mlekiem, zaplątani w świecidełka, patrząc
sobie głęboko w oczy.
— Kocham cię…
— szepnął, a niebieska poświata oświetlała błyski i iskierki
w jego ciemnych tęczówkach.
I w tym momencie
wiedziałam, że to ten moment. Że to idealny moment.
Musnęłam jego usta swoimi a on pogłębił pocałunek. Nie minęło
wiele czasu, gdy jego dłonie wślizgnęły się pod mój brązowy
sweter ze świątecznym wzorkiem w renifery.
— Kocham cię,
Calum…
Spełniło się moje
marzenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz