Etykiety

Archiwum

Statystka

ho ho ho

Magia słów to zbiór świątecznych opowiadań. Święta to magiczny czas, do którego ostatnimi czasy trzeba się nieco "nastroić".
Wesołych Świąt!

[nagłówek od Tiny Fox | szablon od Agaty | spisfanfiction.blogspot.com]
19 gru 2016
Autor:

[wigilijny tweet]


Ten tekst przeszedł wielką przemianę. Pierwotna wersja została napisana 3 lata temu i prawdopodobnie wciąż czuć w niej pewną dziecinność, naiwność małolaty itd. Dałam z siebie wszystko, by poprawić tego shota jak najlepiej. Postać Nialla jest sławnym Niallem. Mam nadzieję, że nie jest najgorzej. 


Biorąc ostatni łyk kawy, spojrzałem na zegar — miałem jeszcze trzy godziny, zanim wstanie reszta domowników. To mi przypomniało, że muszę się pospieszyć. Wciąż nie miałem prezentu dla Louisa i musiałem szybko zmienić ten stan rzeczy.
Narzuciłem na siebie niebieską kurtkę i starając się nie narobić zbyt wiele hałasu, wyszedłem z domu. Po dwudziestu minutach drogi znalazłem się pod sklepem, w którym miała na mnie czekać Eleanor. Obiecała, że pomoże mi znaleźć idealny prezent. Sam zupełnie nie miałem pomysłu — a co roku cała czwórka przyjaciół dawała mi znać, że w szukaniu odpowiednich prezentów jestem beznadziejny.
Wysiadając z auta, naciągnąłem na głowę czarną czapkę — nie mogłem się rzucać w oczy, a dwudziestego-czwartego grudnia w sklepie znajdowały się tłumy ludzi, z których ktoś nieszczęśliwie mógłby mnie rozpoznać. Będąc już w środku, dyskretnie rozglądałem się za brązowymi lokami Eleanor. Nie zdjąłem czapki, zamiast tego na pozór pewnym krokiem ruszyłem miedzy półki. Krążyłem między regałami w części z zabawkami. Mam mu kupić gumową marchewkę?
Zobaczyłem na jednej z półek czapki mikołaja. Wziąłem siedem, po jednej dla nas oraz dla El, która ma wpaść na wigilijną kolację. Siódma czapka ciążyła mi w dłoni — sam nie wiedziałem, co mnie podkusiło, by wziąć dodatkową.
Szedłem dalej z czapkami w ręku i zauważyłem Eleanor. Stała tyłem i wybierała jakąś bluzkę. Zanim zdążyłem pomyśleć, podbiegłem i nałożyłem jej świąteczną czapkę na głowę. Dziewczyna odwróciła się gwałtownie, a ja nie do końca wiedziałem, jak zareagować — to nie była El.
— Ups. Przepraszam, pomyliłem cię z kimś innym... — Było mi strasznie głupio.
Jak zwykle zrobiłem z siebie durnia.
— Nic nie szkodzi. — Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, również zakłopotana.
— To było z mojej strony trochę niezbyt… niezbyt na miejscu. Przepraszam ponownie. — Powinienem odejść, ale z niezrozumiałego dla mnie powodu nie potrafiłem.
— Nic się nie stało. W sumie właśnie szukałam takich czapek... — spojrzała na trzy bluzki trzymane w ręku — a raczej miałam taki zamiar. — Znów uśmiechnęła się promiennie.
Usłyszałem dziwięk SMSa, wydobywający się z mojej kieszeni. Wyjąłem telefon — Eleanor. Spojrzałem na wiadomość i skrzywiłem się. „Niall, przykro mi, nie przyjdę. Lou został u mnie na noc i zapomniałam wczoraj dać znać. Sam musisz coś wybrać. Dasz radę, wierzę w Ciebie xx”. Westchnąłem głośno.
— Coś się stało?
— Przyjaciółka miała mi pomóc znaleźć prezent dla przyjaciela, ale napisała, że nie może.
— I to z tą przyjaciółką mnie pomyliłeś? — Przytaknąłem głową. — Może ja mogłabym ci pomóc? Tylko musisz mi powiedzieć, czego szukasz.
— Problem w tym, że nie mam pojęcia. El jest jego dziewczyną, więc ona by coś na pewno znalazła... Ale jeśli naprawdę chcesz, to z przyjemnością przyjmę pomoc. Jestem beznadziejny w znajdowaniu prezentów.
Uśmiechnęła się do mnie i łapiąc za rękę, pociągnęła w nieznaną mi jeszcze część sklepu. Bardzo długo zastanawiałem się, co mu kupić. To przecież nie jest zwykły prezent. To prezent urodzinowo—świąteczny. Musi być wyjątkowy, bo jest dla wyjątkowej osoby.
Dziewczyna prowadziła mnie między półkami i regałami, wciąż trzymając mnie za rękę. Podobało mi się to. Ta dziewczyna mi się podobała. Nie rozpoznała mnie, co było wielkim plusem; nie nakrzyczała na mnie, kiedy pomyliłem ją z El i w dodatku sama zaoferowała mi pomoc i trzymała mnie za rękę — i naprawdę mi się to podobało. Miała długie, smukłe i wypielęgnowane dłonie, a skórę miękką i gładką. Jej dotyk sprawiał przyjemność.
— Nie sądzisz, że trochę zbyt późno szukasz prezentu? — Zapytała spoglądając na mnie.
— Szukałem wcześniej, ale nic nie znalazłem.. A ty czego tutaj szukasz?
— Właściwie to niczego specjalnego.
— Prezenty już dawno kupiłaś, co? — Zagadnąłem wesoło. Nie przewidziałem jednak, że zareaguje w sposób negatywny. Zatrzymała się tak gwałtownie, że na nią wpadłem. W jej oczach pojawiły się łzy. Mrugała szybko, starając się, aby szybko zniknęły i nie wypłynęły.
— Ej, wszystko w porządku?
Nie, idioto, ona płacze ze szczęścia.
— Nie mam komu kupować prezentów — mówiła cicho. — Kilka lat temu straciłam rodziców, a byłam jedynaczką. Nie mam żadnej rodziny, a święta spędzam sama, lub jeśli mam zły humor, nie spędzam wcale. — Spojrzała na mnie oczyma przepełnionymi bólem. Bólem tak ogromnym, że nawet mi było smutno.
— Przykro mi. Przepraszam.
— Nie przepraszaj, nie masz za co. Nie mam napisane na czole „straciłam rodziców”. Nie mogłeś wiedzieć. Ale koniec o tym. Idziemy po prezent. — Uśmiechnęła się lekko i pociągnęła mnie dalej.
Chciałem coś dodać, jakoś ją pocieszyć — ale nie wiedziałem jak. Szedłem więc biernie za nią, a zatrzymaliśmy się dopiero w dziale z perfumami. Przyglądała się wszystkim buteleczkom, jakby wiedziała dokładnie, czego szuka. Nie mogłem oderwać od niej wzroku.
— Do jakiej ceny szukasz prezentu?
— Bez limitu. Szukasz czegoś konkretnego?
— Bleu de Chanel Paris.
Zacząłem szukać razem z nią. Po kilku minutach znalazłem odpowiednie perfumy. Dziewczyna wzięła z półki tester i spryskała mnie nim. Chwilę stała blisko mnie, a potem się odsunęła.
— Zapach mają ładny. Nie wiem nic o twoim koledze, ale do ciebie pasują bardzo.
— Dziękuję ci za pomoc. Biorę je.
— Wiesz, że są drogie, prawda?
— Wiem, ale mi to nie przeszkadza. Są dla przyjaciela, a dla przyjaciół jestem gotów na wszystko. — Uśmiechnąłem się do niej. — Tak sobie pomyślałem… — zacząłem mówić, lecz nie bardzo wiedziałem, jak dokończyć. — Pomyślałem sobie, że może chciałabyś przyjść na Wigilię do mnie i moich przyjaciół?
Jej mina wyrażała czyste zdumienie. Gdy zrozumiała, że mówię poważnie, na jej policzki wpłynęły czerwone rumieńce.
— Oh, to bardzo miłe z twojej strony, ale nawet się nie znamy. Nie chcę ci się narzucać, ani twoim przyjaciołom. To było by dla mnie niezręczne. Nie, chyba odmówię.
— Może jednak? Dom mamy duży i miłe osoby mile widziane. — Uśmiechałem się zachęcająco.
— Nie, nie. Nie chcę się narzucać... — Już chciałem zaprotestować, lecz zatrzymała mnie ruchem ręki. — Nie, proszę, nie namawiaj mnie.
— No dobrze, jeśli nie chcesz to nie. Wiem, że już się pewnie więcej nie spotkamy i może to trochę nietypowa prośba, ale czy zrobiłabyś sobie ze mną zdjęcie?
Uśmiechnęła się promiennie i powiedziała, że tyle może dla mnie zrobić. Wyjąłem telefon i już po chwili na mojej karcie pamięci były zapisane trzy zdjęcia z tą niesamowitą dziewczyną. Pożegnaliśmy się i każde z nasz ruszyło w swoją stronę. Ona w głąb sklepu, ja w stronę kas, szeroko uśmiechnięty.
Miałem plan.

*

Wróciłam do domu w wesołym nastroju. Nie sądziłam, że przypadkowe spotkanie w sklepie poprawi mi humor akurat w takim dniu jak ten. Ludzie uwielbiają święta. Wigilia, Boże Narodzenie, szał zakupów. Dla mnie Wigilia jest smutnym dniem, bo właśnie tego dnia, pięć lat temu, straciłam rodziców. Od tamtego czasu, moje życie wyglądało inaczej.
Chłopak wydał mi się skądś znajomy. Jego prośba o zdjęcie była śmieszna, ale miła. Tak samo miłe było jego zaproszenie na kolację wigilijną. Ale przecież nie znamy się i nie mogłam tak po prostu tam przyjść.
Usiadłam na kanapie w małym pokoju i wzięłam do ręki książkę. Zwykle tego dnia odwiedzałam grób rodziców, lecz dziś nie chciałam sobie psuć nastroju. Po tym, jak pomogłam chłopakowi, spędziłam w sklepie następne cztery godziny. Nie szukałam niczego. Po prostu chodziłam między regałami, próbują jakoś zabić czas, by nie myśleć o przeszłości. Na głowie wciąż miałam czerwoną czapkę Mikołaja, którą nałożył mi chłopak. Zdałam sobie sprawę, że nawet nie wiem, jak miał na imię.
Kilkanaście minut później zdecydowałam, że jednak nie chcę czytać, więc odłożyłam książkę na stolik i włączyłam telewizor. Przełączałam kanały, lecz nic ciekawego nie znalazłam. Nie chciałam po raz setny oglądać Kevina. Spojrzałam na zegarek. Było już po czwartej. Włączyłam laptopa i zalogowałam się na bloggera. Kliknęłam „nowy post”. Odkąd straciłam całą rodzinę, to był jedyny sposób, aby poradzić sobie z moim nudnym życiem. Każdy post, który do tej pory napisałam, przepełniony był bólem i smutkiem. Sama nie wiedziałam, po co to pisałam. Może po prostu chciałam się komuś wygadać, ale po prostu nie miałam komu? Ludzie czytali mojego bloga. Miałam mnóstwo odwiedzin i praktycznie codziennie ktoś dodawał komentarze. Czy ludzie naprawdę aż tak bardzo lubią czytać o czyimś bólu?
Opisałam więc cały dzisiejszy dzień — to był mój pierwszy wesoły post. Uśmiechnęłam się. Ludzie uwielbiający cudze cierpienie się zawiodą, że jestem dziś szczęśliwa.
Godzinę później post był gotowy i sprawdzony. Dodałam go. Wyłączyłam przeglądarkę, jednak po chwili namysłu włączyłam ją z powrotem i zalogowałam się na twittera. Pora sprawdzić, co dzieje się u sławnych ludzi. Przeglądałam stronę główną, gdzie Harry Styles życzył fanom wesołych świąt, a Liam Payne i Louis Tomlinson, nie grzesząc kreatywnością, życzyli słowo w słowo to samo. Przewijałam stronę, czytając coraz to nudniejsze rzeczy z życia gwiazd, gdy jeden tweet szczególnie przykuł moją uwagę. Właśnie w tym momencie, gdy przeczytałam jedną linijkę napisaną przez Nialla Horana, świat wokół mnie się zatrzymał.
Merry Christmas xx. Mam nadzieję, że może jednak zmienisz zdanie xx”. Do tweeta dodane było zdjęcie. Moje zdjęcie. Nasze zdjęcie.
— Jak mogłam być taka głupia i go nie rozpoznać? — mówiłam sama do siebie.
Po kilku minutach, podczas których wpatrywałam się z niedowierzaniem w zdjęcie, zrozumiałam, że być może to moja jedyna szansa. Szansa, by w końcu zaczać żyć, na którą czekałam od lat.
Wyłączyłam laptopa i wzięłam szybki prysznic. Założyłam moje najlepsze ubrania, spryskałam się ulubionymi perfumami. Już po chwili szłam chodnikiem w stronę sklepu. Bałam się, że nie zdążę. Chwilami biegłam. Jak mogłam stracić taką okazję? Spojrzałam na zegarek. Było pięć po szóstej. Zapomniałam sprawdzić, o której dodał tweet. Bałam się, że już go tam nie będzie. Że się spóźniłam. Że źle odczytałam niewypowiedzianą wiadomość. Że błędnie wyobraziłam sobie, że on na mnie czeka.
Wyszłam zza rogu i zobaczyłam go. Stał w tej samej niebieskiej kurtce, oparty o ścianę tuż obok drzwi. Nie miał czapki i teraz mogłam zobaczyć jego blond czuprynę. Lekko przytupywał nogą, zupełnie tak, jakby się denerwował. I właśnie wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Uśmiechnął się szeroko i ruszył w moją stronę. Czułam się tak jak w filmie romantycznym. Miałam wrażenie, jakby czas zwolnił.
— Bałem się, że nie przyjdziesz… — szepnął mi do ucha, gdy tylko wziął mnie w ramiona.
Dostałam wymarzoną szansę, by w końcu powrócić do żywych.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Design by Agata for WS. Scroller, pattern.