Ten tekst przeszedł wielką przemianę. Pierwotna wersja została napisana 3 lata temu i prawdopodobnie wciąż czuć w niej pewną dziecinność, naiwność małolaty itd. Dałam z siebie wszystko, by poprawić tego shota jak najlepiej. Postać Nialla jest sławnym Niallem. Mam nadzieję, że nie jest najgorzej.
Biorąc ostatni łyk
kawy, spojrzałem na zegar — miałem jeszcze trzy godziny, zanim
wstanie reszta domowników. To mi przypomniało, że muszę się
pospieszyć. Wciąż nie miałem prezentu dla Louisa i musiałem
szybko zmienić ten stan rzeczy.
Narzuciłem na
siebie niebieską kurtkę i starając się nie narobić zbyt wiele
hałasu, wyszedłem z domu. Po dwudziestu minutach drogi znalazłem
się pod sklepem, w którym miała na mnie czekać Eleanor. Obiecała,
że pomoże mi znaleźć idealny prezent. Sam zupełnie nie miałem
pomysłu — a co roku cała czwórka przyjaciół dawała mi znać,
że w szukaniu odpowiednich prezentów jestem beznadziejny.
Wysiadając z auta,
naciągnąłem na głowę czarną czapkę — nie mogłem się rzucać
w oczy, a dwudziestego-czwartego grudnia w sklepie znajdowały się
tłumy ludzi, z których ktoś nieszczęśliwie mógłby mnie
rozpoznać. Będąc już w środku, dyskretnie rozglądałem się za
brązowymi lokami Eleanor. Nie zdjąłem czapki, zamiast tego na
pozór pewnym krokiem ruszyłem miedzy półki. Krążyłem między
regałami w części z zabawkami. Mam mu kupić gumową marchewkę?
Zobaczyłem na
jednej z półek czapki mikołaja. Wziąłem siedem, po jednej dla
nas oraz dla El, która ma wpaść na wigilijną kolację. Siódma
czapka ciążyła mi w dłoni — sam nie wiedziałem, co mnie
podkusiło, by wziąć dodatkową.
Szedłem dalej z
czapkami w ręku i zauważyłem Eleanor. Stała tyłem i wybierała
jakąś bluzkę. Zanim zdążyłem pomyśleć, podbiegłem i
nałożyłem jej świąteczną czapkę na głowę. Dziewczyna
odwróciła się gwałtownie, a ja nie do końca wiedziałem, jak
zareagować — to nie była El.
— Ups.
Przepraszam, pomyliłem cię z kimś innym... — Było mi strasznie
głupio.
Jak zwykle
zrobiłem z siebie durnia.
— Nic nie szkodzi.
— Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, również zakłopotana.
— To było z mojej
strony trochę niezbyt… niezbyt na miejscu. Przepraszam ponownie. —
Powinienem odejść, ale z niezrozumiałego dla mnie powodu nie
potrafiłem.
— Nic się nie
stało. W sumie właśnie szukałam takich czapek... — spojrzała
na trzy bluzki trzymane w ręku — a raczej miałam taki zamiar. —
Znów uśmiechnęła się promiennie.
Usłyszałem dziwięk
SMSa, wydobywający się z mojej kieszeni. Wyjąłem telefon —
Eleanor. Spojrzałem na wiadomość i skrzywiłem się. „Niall,
przykro mi, nie przyjdę. Lou został u mnie na noc i zapomniałam
wczoraj dać znać. Sam musisz coś wybrać. Dasz radę, wierzę w
Ciebie xx”. Westchnąłem głośno.
— Coś się stało?
— Przyjaciółka
miała mi pomóc znaleźć prezent dla przyjaciela, ale napisała, że
nie może.
— I to z tą
przyjaciółką mnie pomyliłeś? — Przytaknąłem głową. —
Może ja mogłabym ci pomóc? Tylko musisz mi powiedzieć, czego
szukasz.
— Problem w tym,
że nie mam pojęcia. El jest jego dziewczyną, więc ona by coś na
pewno znalazła... Ale jeśli naprawdę chcesz, to z przyjemnością
przyjmę pomoc. Jestem beznadziejny w znajdowaniu prezentów.
Uśmiechnęła się
do mnie i łapiąc za rękę, pociągnęła w nieznaną mi jeszcze
część sklepu. Bardzo długo zastanawiałem się, co mu kupić. To
przecież nie jest zwykły prezent. To prezent urodzinowo—świąteczny.
Musi być wyjątkowy, bo jest dla wyjątkowej osoby.
Dziewczyna
prowadziła mnie między półkami i regałami, wciąż trzymając
mnie za rękę. Podobało mi się to. Ta dziewczyna mi się podobała.
Nie rozpoznała mnie, co było wielkim plusem; nie nakrzyczała na
mnie, kiedy pomyliłem ją z El i w dodatku sama zaoferowała mi
pomoc i trzymała mnie za rękę — i naprawdę mi się to podobało.
Miała długie, smukłe i wypielęgnowane dłonie, a skórę miękką
i gładką. Jej dotyk sprawiał przyjemność.
— Nie sądzisz, że
trochę zbyt późno szukasz prezentu? — Zapytała spoglądając na
mnie.
— Szukałem
wcześniej, ale nic nie znalazłem.. A ty czego tutaj szukasz?
— Właściwie to
niczego specjalnego.
— Prezenty już
dawno kupiłaś, co? — Zagadnąłem wesoło. Nie przewidziałem
jednak, że zareaguje w sposób negatywny. Zatrzymała się tak
gwałtownie, że na nią wpadłem. W jej oczach pojawiły się łzy.
Mrugała szybko, starając się, aby szybko zniknęły i nie
wypłynęły.
— Ej, wszystko w
porządku?
Nie, idioto, ona
płacze ze szczęścia.
— Nie mam komu
kupować prezentów — mówiła cicho. — Kilka lat temu straciłam
rodziców, a byłam jedynaczką. Nie mam żadnej rodziny, a święta
spędzam sama, lub jeśli mam zły humor, nie spędzam wcale. —
Spojrzała na mnie oczyma przepełnionymi bólem. Bólem tak
ogromnym, że nawet mi było smutno.
— Przykro mi.
Przepraszam.
— Nie przepraszaj,
nie masz za co. Nie mam napisane na czole „straciłam rodziców”.
Nie mogłeś wiedzieć. Ale koniec o tym. Idziemy po prezent. —
Uśmiechnęła się lekko i pociągnęła mnie dalej.
Chciałem coś
dodać, jakoś ją pocieszyć — ale nie wiedziałem jak. Szedłem
więc biernie za nią, a zatrzymaliśmy się dopiero w dziale z
perfumami. Przyglądała się wszystkim buteleczkom, jakby wiedziała
dokładnie, czego szuka. Nie mogłem oderwać od niej wzroku.
— Do jakiej ceny
szukasz prezentu?
— Bez limitu.
Szukasz czegoś konkretnego?
— Bleu de Chanel
Paris.
Zacząłem szukać
razem z nią. Po kilku minutach znalazłem odpowiednie perfumy.
Dziewczyna wzięła z półki tester i spryskała mnie nim. Chwilę
stała blisko mnie, a potem się odsunęła.
— Zapach mają
ładny. Nie wiem nic o twoim koledze, ale do ciebie pasują bardzo.
— Dziękuję ci za
pomoc. Biorę je.
— Wiesz, że są
drogie, prawda?
— Wiem, ale mi to
nie przeszkadza. Są dla przyjaciela, a dla przyjaciół jestem gotów
na wszystko. — Uśmiechnąłem się do niej. — Tak sobie
pomyślałem… — zacząłem mówić, lecz nie bardzo wiedziałem,
jak dokończyć. — Pomyślałem sobie, że może chciałabyś
przyjść na Wigilię do mnie i moich przyjaciół?
Jej mina wyrażała
czyste zdumienie. Gdy zrozumiała, że mówię poważnie, na jej
policzki wpłynęły czerwone rumieńce.
— Oh, to bardzo
miłe z twojej strony, ale nawet się nie znamy. Nie chcę ci się
narzucać, ani twoim przyjaciołom. To było by dla mnie niezręczne.
Nie, chyba odmówię.
— Może jednak?
Dom mamy duży i miłe osoby mile widziane. — Uśmiechałem się
zachęcająco.
— Nie, nie. Nie
chcę się narzucać... — Już chciałem zaprotestować, lecz
zatrzymała mnie ruchem ręki. — Nie, proszę, nie namawiaj mnie.
— No dobrze, jeśli
nie chcesz to nie. Wiem, że już się pewnie więcej nie spotkamy i
może to trochę nietypowa prośba, ale czy zrobiłabyś sobie ze mną
zdjęcie?
Uśmiechnęła się
promiennie i powiedziała, że tyle może dla mnie zrobić. Wyjąłem
telefon i już po chwili na mojej karcie pamięci były zapisane trzy
zdjęcia z tą niesamowitą dziewczyną. Pożegnaliśmy się i każde
z nasz ruszyło w swoją stronę. Ona w głąb sklepu, ja w stronę
kas, szeroko uśmiechnięty.
Miałem plan.
*
Wróciłam do domu w
wesołym nastroju. Nie sądziłam, że przypadkowe spotkanie w
sklepie poprawi mi humor akurat w takim dniu jak ten. Ludzie
uwielbiają święta. Wigilia, Boże Narodzenie, szał zakupów. Dla
mnie Wigilia jest smutnym dniem, bo właśnie tego dnia, pięć lat
temu, straciłam rodziców. Od tamtego czasu, moje życie wyglądało
inaczej.
Chłopak wydał mi
się skądś znajomy. Jego prośba o zdjęcie była śmieszna, ale
miła. Tak samo miłe było jego zaproszenie na kolację wigilijną.
Ale przecież nie znamy się i nie mogłam tak po prostu tam przyjść.
Usiadłam na kanapie
w małym pokoju i wzięłam do ręki książkę. Zwykle tego dnia
odwiedzałam grób rodziców, lecz dziś nie chciałam sobie psuć
nastroju. Po tym, jak pomogłam chłopakowi, spędziłam w sklepie
następne cztery godziny. Nie szukałam niczego. Po prostu chodziłam
między regałami, próbują jakoś zabić czas, by nie myśleć o
przeszłości. Na głowie wciąż miałam czerwoną czapkę Mikołaja,
którą nałożył mi chłopak. Zdałam sobie sprawę, że nawet nie
wiem, jak miał na imię.
Kilkanaście minut
później zdecydowałam, że jednak nie chcę czytać, więc
odłożyłam książkę na stolik i włączyłam telewizor.
Przełączałam kanały, lecz nic ciekawego nie znalazłam. Nie
chciałam po raz setny oglądać Kevina. Spojrzałam na
zegarek. Było już po czwartej. Włączyłam laptopa i zalogowałam
się na bloggera. Kliknęłam „nowy post”. Odkąd straciłam całą
rodzinę, to był jedyny sposób, aby poradzić sobie z moim nudnym
życiem. Każdy post, który do tej pory napisałam, przepełniony
był bólem i smutkiem. Sama nie wiedziałam, po co to pisałam. Może
po prostu chciałam się komuś wygadać, ale po prostu nie miałam
komu? Ludzie czytali mojego bloga. Miałam mnóstwo odwiedzin i
praktycznie codziennie ktoś dodawał komentarze. Czy ludzie naprawdę
aż tak bardzo lubią czytać o czyimś bólu?
Opisałam więc cały
dzisiejszy dzień — to był mój pierwszy wesoły post.
Uśmiechnęłam się. Ludzie uwielbiający cudze cierpienie się
zawiodą, że jestem dziś szczęśliwa.
Godzinę później
post był gotowy i sprawdzony. Dodałam go. Wyłączyłam
przeglądarkę, jednak po chwili namysłu włączyłam ją z powrotem
i zalogowałam się na twittera. Pora sprawdzić, co dzieje się u
sławnych ludzi. Przeglądałam stronę główną, gdzie Harry
Styles życzył fanom wesołych świąt, a Liam Payne i Louis
Tomlinson, nie grzesząc kreatywnością, życzyli słowo w słowo to
samo. Przewijałam stronę, czytając coraz to nudniejsze rzeczy z
życia gwiazd, gdy jeden tweet szczególnie przykuł moją uwagę.
Właśnie w tym momencie, gdy przeczytałam jedną linijkę napisaną
przez Nialla Horana, świat wokół mnie się zatrzymał.
„Merry
Christmas xx. Mam nadzieję, że może jednak zmienisz zdanie xx”.
Do tweeta dodane było zdjęcie. Moje zdjęcie. Nasze
zdjęcie.
— Jak mogłam być
taka głupia i go nie rozpoznać? — mówiłam sama do siebie.
Po kilku minutach,
podczas których wpatrywałam się z niedowierzaniem w zdjęcie,
zrozumiałam, że być może to moja jedyna szansa. Szansa, by w
końcu zaczać żyć, na którą czekałam od lat.
Wyłączyłam
laptopa i wzięłam szybki prysznic. Założyłam moje najlepsze
ubrania, spryskałam się ulubionymi perfumami. Już po chwili szłam
chodnikiem w stronę sklepu. Bałam się, że nie zdążę. Chwilami
biegłam. Jak mogłam stracić taką okazję? Spojrzałam na zegarek.
Było pięć po szóstej. Zapomniałam sprawdzić, o której dodał
tweet. Bałam się, że już go tam nie będzie. Że się spóźniłam.
Że źle odczytałam niewypowiedzianą wiadomość. Że błędnie
wyobraziłam sobie, że on na mnie czeka.
Wyszłam zza rogu i
zobaczyłam go. Stał w tej samej niebieskiej kurtce, oparty o ścianę
tuż obok drzwi. Nie miał czapki i teraz mogłam zobaczyć jego
blond czuprynę. Lekko przytupywał nogą, zupełnie tak, jakby się
denerwował. I właśnie wtedy nasze spojrzenia się spotkały.
Uśmiechnął się szeroko i ruszył w moją stronę. Czułam się
tak jak w filmie romantycznym. Miałam wrażenie, jakby czas zwolnił.
— Bałem się, że
nie przyjdziesz… — szepnął mi do ucha, gdy tylko wziął mnie w
ramiona.
Dostałam wymarzoną
szansę, by w końcu powrócić do żywych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz