Etykiety

Archiwum

Statystka

ho ho ho

Magia słów to zbiór świątecznych opowiadań. Święta to magiczny czas, do którego ostatnimi czasy trzeba się nieco "nastroić".
Wesołych Świąt!

[nagłówek od Tiny Fox | szablon od Agaty | spisfanfiction.blogspot.com]
18 gru 2016
Autor:

[in the light of love]




 — Nie sądzisz, że tych bombek jest zdecydowanie za dużo? — jęknął Calum, gdy wcisnęłam mu w dłonie kolejne pudło z ozdobami choinkowymi.
— Nie. Wręcz przeciwnie, powinniśmy przystroić caaaaały dom — mówiłam śpiewnie, aż podskakując z podniecenia. Kochałam święta, a Wigilia była moim ulubionym dniem, który miał nadejść już jutro.
Calum jednak westchnął cicho i ruszył w kierunku schodów, aby wyjść ze strychu i zejść na dół, gdzie w salonie już czekała na nas choinka do wystrojenia. Zrezygnowany chłopak schodził po schodach z niemałą niechęcią. Wiedziałam, że wolałby siedzieć na kanapie i się przytulać, ale najpierw praca, potem przyjemność.
— Jeju, nie wiem, jak ja z tobą wytrzymuję. — Wywróciłam oczami, idąc za nim i chichocząc cicho.
— To proste, kochasz mnie. – Wzruszył ramionami, niby od niechcenia, ale moje serce zabiło mocniej.
Po raz pierwszy to powiedział. Widziałam przed sobą jego plecy. Był spięty. Niemal widziałam trybiki w jego głowie, obracające się ze zgrzytem, gdy próbował przewidzieć, co zrobię lub powiem. Bał się. Już nie raz byliśmy w takiej sytuacji, że niemal powiedział te dwa, niby niepozorne słówka, ale zawsze coś nie wychodziło.
Cóż, nie powiedział wprost, że mnie kocha, ale… Znałam go wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, że o to właśnie mu chodziło. Rzadko mówił o swoich uczuciach. Nim jednak zdążyłam jakkolwiek zareagować, doszliśmy do salonu i Cal postawił kolejne pudło na stole, tuż obok pięciu innych.
— To jak, pora zacząć, czyż nie? — Uśmiechnęłam się słodko, patrząc nieco do góry, gdyż był zdecydowanie wyższy ode mnie.
— No skoro musimy — jęknął głośno, ale posłusznie otworzył jedno z pudeł. Mimo iż udawał, że nie ruszają go święta, było inaczej — już po dziesięciu minutach strojenia choinki i śmiania się w najlepsze, w jego oczach igrały iskierki.
— I jak, chyba nie jest tak źle, co? — Zagadnęłam po chwili.
— Co? — Spojrzał na mnie dziwnie i cofnął się o krok, aby móc krytycznie spojrzeć na kolorowe drzewko. — No, racja, nie wygląda to tak źle — dodał z uśmiechem.
— Miałam na myśli to, że tak bardzo nie chciałeś ze mną ubierać choinki, a teraz rządzisz się bombkami i łańcuchami, nawet mnie do nich nie dopuszczając — zachichotałam, gdy Calum zawstydził się, a na jego ciemne policzki wypłynęły czerwone rumieńce. Cmoknęłam go szybko w policzek i chciałam się odsunąć, ale złapał mnie za dłoń i splótł nasze palce razem.
Przyjrzałam się naszym dłoniom. Moja blada, z pomalowanymi na niebiesko paznokciami. Jego o ciemnej karnacji, tak bardzo kontrastującej z moją. Ale mimo to, podobał mi się ten kontrast i lubiłam go, a może nawet i kochałam.
— Pójdę po cukierki. Na choince nie może zabraknąć cukierków! — rzuciłam lekko i wyswobodziłam rękę z jego uścisku.
Z uśmiechem zniknęłam w kuchni, słysząc, jak Cal podśpiewuje głośno kolędy. Mój uśmiech powiększył się jeszcze bardziej. Spojrzałam na zegarek, aby stwierdzić, że jest już po dwudziestejj, a moich rodziców nie będzie jeszcze przez dobre dwie godziny — w końcu jutro Wigilia, a oni nie mieli jeszcze zrobionych wszystkich zakupów. W dodatku w ostatniej chwili zaprosili na kolację wigilijną Caluma z mamą, aby nie spędzali świąt sami, we dwoje. Czas spędzony we dwójkę, a czas spędzony w piątkę, to duża różnica. Cieszyłam się z tego ogromnie.
W końcu jednak otrząsnęłam się z zamyślenia i wzięłam torebkę pełną przeróżnych cukierków. Do papierków już były przyczepione cienkie sznureczki, aby łatwo było je zawiesić na drzewku. Ulegając pokusie, otworzyłam jeden z łakoci i wpakowałam do buzi, mrucząc z zadowolenia.
Nim się zorientowałam, Calum już przytulał mnie, stojąc za mną i oplatając rękoma moją talię. Wtuliłam się w niego mocniej. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że jesteśmy razem już cztery lata, a teraz miałam spędzić z nim pierwsze wspólne święta. To było tak cudowne, że aż nierealne.
— Dobra, koniec tego dobrego. Teraz grzecznie wejdziesz na drabinę i zawiesisz lampki, a ja podłączę je do kontaktu — musnął lekko płatek mojego ucha, a ja uśmiechnęłam się błogo.
— Okay — szepnęłam. — Ale zgaś światło, żeby było nastrojowo. Dobrze? — spytałam cicho.
— Jasne — odszepnął i już nie oplatały mnie jego ciepłe ramiona.
Światło zgasło, ale już po chwili leżące na stole kabelki z małymi świeczkami, zapaliły się na niebiesko. Podeszłam do nich i po chwili wchodziłam na pierwszy schodek drabiny. Podniosłam nogę i już stałam na drugim. Miałam ponownie wykonać tę czynność, gdy silne ręce chłopaka oplotły mnie w talii. Pociągnął mnie w dół.
Z cichym piskiem zaczęłam wymachiwać rękoma, wypuszczając z nich niebieskie światełka i starając się złapać równowagę. Calum jednak miał inne plany i już po chwili leżeliśmy na miękkim, puszystym dywanie w kolorze kawy z mlekiem, zaplątani w świecidełka, patrząc sobie głęboko w oczy.
Kocham cię… — szepnął, a niebieska poświata oświetlała błyski i iskierki w jego ciemnych tęczówkach.
I w tym momencie wiedziałam, że to ten moment. Że to idealny moment. Musnęłam jego usta swoimi a on pogłębił pocałunek. Nie minęło wiele czasu, gdy jego dłonie wślizgnęły się pod mój brązowy sweter ze świątecznym wzorkiem w renifery.
— Kocham cię, Calum…
Spełniło się moje marzenie. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Design by Agata for WS. Scroller, pattern.